piątek, 28 lutego 2020

Krótka notka, wyjeżdżam na weekend.

Hej kochane!

Kolejną notkę piszę w biegu, bo za niedługo muszę wychodzić z domu. Jadę dziś na weekendowy wyjazd z moją grupą joginek ze szkoły, gdzie jesteśmy szkolone na nauczycielki jogi. 

O niczym ciekawym w sumie nie mam do napisania. Ostatnie dni to była katorga pod względem dietowym - jestem przed okresem i mam mega, ale to MEGA ochotę na słodycze. Mam nadzieję, że to minie, gdy okres przyjdzie. Ostatnio też popadałam w paranoję dotyczącą ważenia się - potrafiłam się ważyć po kilka razy dziennie, waga skakała pomiędzy 58 a 60 kg.  Teraz oczywiście liczba jest większa, bo jestem przed okresem. Stwierdziłam, że do niczego dobrego to nie prowadzi i odstawiam wagę w kąt na tydzień. Dopiero zważę się w czwartek w przyszłym tygodniu.

Mam nadzieję, że ten wyjazd pozwoli mi przemyśleć parę spraw i obmyślę strategię, aby się pozbyć tych ostatnich paru kilo do mojej wagi docelowej. Na tym wyjeździe nie zamierzam jakoś specjalnie dietować z racji tego, że jest dla nas gotowane tam jedzenie (wegetariańskie na szczęście) i nie będę miała kontroli nad wyborem posiłków. Zapakowałam trochę owoców, herbat i dietetycznych batonów ze sobą w razie co.

Miłego weekendu kochane :* Mam nadzieję, że u Was wszystko dobrze!

sobota, 22 lutego 2020

Jak radzę sobie z ogromną ochotą na słodycze.

Witajcie Kochani! 

To będzie pozytywna notka, bo dziś humor w szczególności mi dopisuje :) Miałam dziś dzień wolny od pracy, więc pojechałam z chłopakiem na zakupy. Kupiliśmy bardzo dużo zdrowego jedzonka na cały tydzień, z którego na pewno stworzę pyszne obiady w nadchodzącym nowym tygodniu. Po zakupach poszliśmy do Costy, gdzie wypiłam małą latte na mleku sojowym, herbatę earl grey i zjadłam 2 dietetyczne batony (jeden to 70 kcal). Trochę się zasiedzieliśmy w tej kawiarni, bo zaczęło lać, a mieliśmy spory kawałek do samochodu. Gdy tylko przestało lać, po drodze do domu wpadliśmy odwiedzić tatę mojego chłopaka. Gdy wróciliśmy, odłożyłam zakupy i ogarnęłam trochę, po czym zjadłam późny lunch (risotto z grzybami i szpinakiem, a na deser jogurt, mandarynka, mini jabłko i 2 herbatniki) i teraz siedzę z kubkiem rumianku i piszę do Was.

Uwielbiam mieć chwilę wolnego bez poganiania i pisać na tym blogu. Niezbyt często mam taką okazję!

To w skrócie był mój dzień, a teraz przechodzę do odniesienia się do tytułu notki, czyli jak radzę sobie z ogromną ochotą na słodycze. Ale to taką, że czuję, że jak nie zjem czekolady, to świat się zawali lub zabiję kogoś na swojej drodze :D Niestety ostatnio zmagałam się z takimi napadami i sama ze sobą nie mogłam wytrzymać. I nie, nie był to PMS, bo do okresu jeszcze daleko. 

Jak tu wytrzymać, kiedy pracując w kawiarni, są dookoła mnie słodycze? Przeróżne ciasta, ciasteczka, bułeczki, batoniki, czekolada (i to ta najlepsza, bo mleczna belgijska, ale jest też gorzka i biała), syropy do kawy - to wszystko jest na wyciągnięcie ręki i nawet nie muszę za większość płacić, a jak za coś muszę to marne grosze, bo mam dość sporą zniżkę pracowniczą... No właśnie. Jak sobie z tym radzę?

Na początku nie radziłam sobie wcale. W moich myślach była tylko czekolada, ale wiedziałam, że jak ją zjem, to będę czuła się mega winna. Szukałam wymówki: zły humor, a bo zjadłam mały lunch, to mogę sobie na coś pozwolić, albo że jak zjem tylko troszeczkę, to nic się nie stanie. Ale gdy zjadłam tylko "troszeczkę', to za chwilę chciałam jeszcze więcej i więcej do takiego stopnia, że już robiło mi się od tych słodkości niedobrze. 

Jak w takim razie przestałam? Wypiszę w punktach rzeczy, które niesamowicie mi pomogły i teraz od paru dni nie mam ochoty na czekoladę.


  • Zaczęłam jeść słodkie śniadania zamiast wytrawnych. Ostatnio moim ulubionym śniadaniem jest mega prosty do zrobienia omlet na słodko. Do zrobienia go potrzebujemy 4 jajek, słodzik (ja używam erytrolu), esencję z wanilii i cynamon. Wszystko razem dobrze mieszamy widelcem. Nagrzewamy nieprzywierającą patelnię - ja używam do smażenia sprayu Fry Light, o którym pisałam dwie notki temu. Gdy patelnia się nagrzeje, wlewamy na nią miksturę z jajek i smażymy z jednej strony na zbitą masę, a potem przekręcamy omlet na drugą stronę. Gdy będzie gotowe, przekładamy omleta na talerz i składamy go na pół, a do środka dajemy ulubione owoce (ja daję jabłka i banana, a czasami też winogrona). Możemy takiego omleta polać jogurtem naturalnym 0% tłuszczu, posypać cynamonem, a ja dodatkowo używam takiego czekoladowego syropu, który kupiłam w TK Maxie. Widziałam go też w Aldim, ale tu w Irlandii. Taki omlet nasyci na bardzo długo i sprawi, że ochota na słodkie przejdzie :) Poniżej zdjęcia syropu i gotowego omleta. 


5 gram takiego syropu to tylko 13 kcal, a jest przepyszny i meeeega czekoladowy <3





  • Mój drugi sposób to to, że jak gdzieś idę, to zawsze zabieram ze sobą słodkości, na które mogę sobie pozwolić. Dietetyczne batony (jak jestem w Polsce to kupuję batoniki Fitness - najczęściej ten czekoladowy). Tu w Irlandii też kupuję takie batoniki. Ostatnio znalazłam serię sugar free słodyczy dla diabetyków firmy Gullon. Są bardzo smaczne i tak naprawdę nie czuć różnicy między nimi a słodyczami z większą zawartością cukru. Oczywiście nie przesadzam z ilością tych słodyczy - zjem max 2 takie batoniki LUB max 3-4 herbatniki, a nie całe opakowanie. 

  • Trzeci i ostatni sposób to taki, że zanim zjem coś słodkiego, to najpierw zapcham się owocami. Zjem jabłko, mandarynkę, banana, czy jakiekolwiek owoce mam w domu lub pod ręką. Ostatnio moim faworytem są winogrona, bo są mega słodkie i można się nimi zapchać. W większości przypadków ochota na słodycze mi mija po zjedzeniu owoców, lub jestem już tak syta, że nie dam rady zjeść nic więcej. Jogurty smakowe są też super. W Polsce lubiłam jeść Jogobellę light lub sojowe jogurty firmy Alpro.

Zawsze robię tak, że biorę miskę lub talerz i robię sobie taki "snack platter" i w pierwszej kolejności jem owoce. Jeśli mam ochotę na jeszcze, to wcinam jogurt, a na końcu w ostateczności herbatniki lub coś słodkiego (na tej fotce są herbatniki dla diabetyków wyżej wymienionej firmy Gullon). Jeden taki herbatnik to 25 kcal, a jogurt ma 99 kcal.


Mam nadzieję, że dzieląc się moimi radami będę w stanie komuś pomóc :*

Trzymajcie się,
Holly

PS. Waga dzisiaj rano pokazała 58.6 kg. Skaczę ze szczęścia <3 Już tak niewiele do celu, a gdy osiągnę 57 kg, to będę pracować nad utrzymaniem tego.

PPS. Wstawiam zdjęcie porównawcze sprzed odchudzania (lato 2019) i teraz (luty 2020). Miałam to zrobić w jednej z poprzednich notek, ale zapomniałam.

wzrost: 159 cm

59 kg                    |                   72 kg

piątek, 21 lutego 2020

Czas się ogarnąć.

Podczas ostatniego tygodnia rządziła mną ogromną ochota na słodkie. Do tego stopnia, że myślałam, że jeśli nie zjem czekolady w tym momencie to cały świat się zawali. Bardzo ciężko było mi się opanować i oczywiście codziennie jadłam czekoladę. Może nie w ogromnych ilościach, bo się powstrzymywałam, chociaż czym więcej jadłam czekolady, tym więcej jej chciałam. Tak to właśnie działa niestety :/
Wczoraj powiedziałam sobie dość. Po zjedzonym wieczorem pączku (w końcu był tłusty czwartek) postanowiłam, że od dziś będę z tymi zachciankami walczyć.
Dzisiaj dzień pierwszy i już miałam ochotę na słodkie, ale powstrzymałam się. Zamiast czekolady zjadłam sporo owoców i powiem Wam, że dzięki tym owocom ochota na czekoladę mi przeszła. Jestem usatysfakcjonowana po lunchu (zupa z dyni i soczewicy, 2 kromki brązowego pieczywa i owoce na deser).
Dzisiaj na wadze 59.3kg. Nie wiem jakim cudem waga ciut spadła, a wiem, że ta liczba jest prawdziwa, bo wczoraj kupiłam nowa wagę i działa idealnie. Stara mi trochę szwankowała, więc może stąd ta różnica. 

No nic, kończę ten krótki wpis, bo jestem w pracy. Napiszcie mi jak Wy walczycie z ochotą na czekoladę lub inne rzeczy. 

Holly

środa, 19 lutego 2020

Nieperfekcyjnie.

Zaczynam dziś pracę później i nie idę na poranne zajęcia jogi, co oznacza, że w końcu mam czas, by skrobnąć parę słów! Tak się cieszę, bo tęskniłam za pisaniem tutaj. Niestety moje życie płynie w zawrotnym tempie i nie starcza mi czasu, by tutaj pisać z większą regularnością :( A teraz siedzę sobie przy biurku z kubkiem zielonej matchy (oby dodała mi energii) i ze śniadaniem (jogurt naturalny 0%, owoce i bułeczka dyniowa - foto bułeczek będzie zawarte w tej notce).
Ostatnie półtora tygodnia minęło mi bardzo szybko. Wróciłam do Irlandii po krótkiej wizycie w Polsce. Pracowałam, nadrabiałam z pracami domowymi do szkoły, chodziłam na zajęcia jogi i sama przygotowywałam się, by takie zajęcia poprowadzić. W ubiegłą sobotę poprowadziłam swoją pierwszą relaksację dla grupy 20 wspaniałych kobiet i to było niesamowite! Siedząc tam i prowadząc całą grupę ku stanu relaksacji, patrzyłam na wszystkich, jak swobodnie leżą i nie mogłam przestać się uśmiechać. W końcu znalazłam dla siebie to, co kocham i wiem, że to moje przeznaczenie!

Jeśli chodzi o dietę, to ciągle utrzymuję tą samą wagę - 59 kg. Miałam kilka upadków, gdy przez parę dni zjadłam więcej, niż bym chciała, ale na szczęście nie przytyłam, a utrzymałam wagę. Byłam z chłopakiem na kolacji walentynkowej i jedliśmy pizzę, taki pyszny chlebek z hummusem i deser. Było też wino. Dużo zjadłam tego wieczoru, ale cały dzień przed zaplanowaną kolacją trzymałam dietę. I wiecie co? Nie żałuję! Nie chodzę na kolację z moim chłopakiem często, a takie chwile i spędzony z nim czas są dla mnie wyjątkowe.

Zostało mi 2 kilo do zrzucenia do mojego celu. To tak niewiele, a jednak te ostatnie kilogramy schodzą najwolniej. 

Ostatnio dużo czasu spędzam w kuchni eksperymentując. Kupiłam sobie e-booka z mega zdrowymi przepisami i ciągle z niego korzystam. Zrobiłam bułeczki z dyniowego puree, chili z cukinią, placuszki z cukinii. Wszystko zdrowe, placki były smażone jedynie na takim sprayu o nazwie Fry Light, którego niestety nie widziałam w Polsce, a tu w Irlandii jest bardzo popularny. Jeśli pojedziecie kiedyś na Wyspy Brytyjskie, to naprawdę polecam się zaopatrzyć! Są różne smaki. Ja mam słonecznikowy, maślany i czosnkowy. Kilka psiknięć na patelnię i można smażyć :) Jedno psiknięcie to 1 kcal.


tego używam najczęściej


A oto kilka moich ostatnich eksperymentów w kuchni, o których wspomniałam:



placuszki z cukinii i jabłka z jogurtem naturalnym 0%, cynamonem i pestkami słonecznika i dyni

bułeczki z dyniowego puree z dżemem robionym przez babcię <3

To by było na tyle co do dzisiejszego wpisu. Zaraz muszę lecieć do pracy, ale mam jeszcze chwilkę, by zobaczyć, co tam u Was słychać, więc lecę na Wasze blogi.

Trzymajcie się :*
Holly

sobota, 8 lutego 2020

Pobyt w Polsce.

Hej Kochani <3


Wpadłam tu przed snem, żeby coś skrobnąć. Wczoraj miałam dość intensywny dzień - spotkałam się z rodzinką. Byłam z kuzynką na pizzy, która była planowana już dłuższy czas, więc nie to, że zawaliłam. Pozostałe posiłki były wzorowe i dietetyczne (na śniadanie jogurt naturalny z owocami, a na kolację pieczywo chrupkie z pastą z fasoli domowej roboty babci).

Dzisiaj miałam jakiś taki dzień, że ciągle chciało mi się jeść. Na śniadanie zjadłam brązową bułkę z pastą z fasoli, plasterkiem żółtego sera i pomidorem. Na lunch zjadłam zupę warzywną babci. Na kolację zapiekane pieczarki (z cebulką i lekko posypane tartym serem - było pyszne!). Na deser zrobiłam chlebek bananowy i zjadłam kromkę z dżemem babci. Oprócz tego między posiłkami zjadłam dwie jogobelle light i owoce (winogrona i khaki). To chyba tyle. 

Waga dzisiaj pokazała 59.4 kg, także na razie stoi w miejscu. Zostało mi 2,4 kg do wagi docelowej... I nie wiem, czy powinnam zaniżyć cel do 55 kg, czy stanąć na tym 57 kg. Czasami jest tak, że dobrze czuję się w swoim ciele, a czasami nie.

Byłam dzisiaj na zakupach z mamą. Kupiłam sobie buty i torebkę na wesele, które czeka mnie w maju (nie moje - znajomych :D). Kupiłam też jakieś jogurty i owoce, ale dużo tego nie było, bo w poniedziałek lecę już do Irlandii. W domu jest tyle jedzenia, że nie idzie tego wszystkiego przejeść.

Na jutro w planach jest wizyta cioci z wujkiem. Będzie obiad, ale nie mam czego się obawiać - oni będą mieli typowy niedzielny obiad (jakieś mięso, ziemniaki, surówka), a ja mam zupę warzywną i zapiekane pieczarki z dzisiaj. Na deser są niestety te nieszczęsne pączki. Może jednego zjem, aby babci nie było przykro, ale na tym się skończy!

Na zakończenie kilka zdjęć ostatnich posiłków:

makaron z warzywami

jogurt naturalny 0% tłuszczu z owocami

zupa warzywna babci <3

To by było na tyle. Trzymajcie się i miłej niedzieli :*

Holly

czwartek, 6 lutego 2020

Pierwszy dzień urlopu w Polsce.

Hej <3

Doleciałam do Polski i przeżyłam pierwszy dzień w babcinej kuchni nie jedząc nic "zakazanego" oprócz jednego domowego pączka. Wczorajszy bilans wyglądał tak:

śniadanie: banan, kawałki arbuza, mandarynki, winogrona i melona, 2 łyki kawy z mlekiem owsianym, 2 łyżeczki owsianki (która była z dodatkiem cukru, jak później odkryłam - dlatego jej nie zjadłam)
lunch: zupa ogórkowa babci (bez dodatku olejów czy śmietany)
obiad: 2 ugotowane jajka, pomidor, ogórek kiszony, serek wiejski
przekąski: popcorn, baton dietetyczny, pączek babci, 1 herbatnik bez dodatku cukru, jabłko, 2 mandarynki, 2 banany, litry różnych herbat xD Teraz, jak to wypisałam to widzę, że trochę dużo tych przekąsek :O 

Nie wiem jeszcze, co będę dzisiaj jeść. Jest 9:37 i jeszcze nie zjadłam śniadania, ale pewnie po napisaniu tego posta pójdę je sobie zrobić. Planuję zjeść jogurt naturalny 0% tłuszczu z owocami i cynamonem.

Zważyłam się dziś na wadze u babci i wskazała 59.3 kg, czyli najniższą wagę od czasów moich nastoletnich lat :O Mega się cieszę!!!

Mam dzisiaj trochę do nadrobienia z rzeczami związanymi ze szkołą. Pod koniec marca czeka mnie egzamin z anatomii, więc w tej chwili się do niego przygotowuję. 

To chyba tyle, wybaczcie, ale nie robiłam wczoraj zdjęć posiłków :( Ale będę to robić, tak jak dawniej na starym blogu.

Na zakończenie wstawiam fotki porównawcze youtuberki Tanyi Burr, którą kiedyś uwielbiałam i która mega schudła <3 Bardzo mnie ta fotka motywuje.


środa, 5 lutego 2020

W podróży.

Piszę do Was z lotniska w Dublinie, czekając na mój lot do Polski. Jadę odwiedzić rodzinkę na kilka dni. Czuję się nieco obnażona pisząc, gdy wokół mnie jest tak dużo ludzi. Ale obiecałam sobie, że będę tu zaglądać i pisać, gdy tylko znajdę wolną chwilę. Bardzo tęskniłam za blogowaniem o odchudzaniu. Kiedyś dużo mi to dawało i fajnie było mieć wsparcie od innych osób zmagających się  z tym samym, co ja.

Dziś rano wyszłam z domu nie jedząc śniadania. Postanowiłam zjeść coś na lotnisku i powiem Wam, że było mega trudno znaleźć coś dietetycznego. Kupiłam sobie banana i kubeczek owoców. Potem poszłam do Starbucksa po owsiankę na mleku sojowym, ale odkryłam, że w składzie owsianki był cukier, więc jej nie zjadłam. Kupiłam sobie też kawę, ale była ohydna - mega gorzka i spalona, więc jej nie wypiłam. 

Do samolotu kupiłam sobie smakową wodę (3 kcal) popcorn (87 kcal) i zabrałam z domu dietetycznego batona (90 kcal), żeby mieć co przekąsić. Powinnam dać radę do obiadu. Rozmawiałam z babcią i powiedziała, że ugotuje zupę warzywną, także spoko.

Gdy będę w Polsce, będę miała sporo rzeczy do załatwienia. Muszę wyrobić nowy paszport, odwiedzić babcię i nadrobić zaległości ze szkoły.

Dookoła mnie zbiera się coraz więcej ludzi, więc będę kończyć, bo czuję się niezręcznie pisząc to z laptopa. Mam wrażenie, że każdy będzie chciał zajrzeć mi przez ramię, by zobaczyć, co piszę.

Miłego dnia kochani <3
Holly

poniedziałek, 3 lutego 2020

Powrót do blogosfery.

Witajcie ♡ Niestety mój stary blog został usunięty przez Bloggera, bo naruszał jego warunki. Nie wiem o co chodzi, bo nie promowałam na nim pro-any, a jedynie pisałam o swoich zmaganiach z odchudzaniem i przemyśleniach. Jest mi strasznie przykro z powodu utraty wszystkiego, co na tym blogu było - licznych zdjęć, przemyśleń, przepisów. Cała moja ciężka praca i pisanie tam przez kilka lat poszło na marne. No cóż, trzeba zacząć na nowo i mieć nadzieję, że ten blog nie zostanie usunięty.

Nowi czytelnicy, pozwólcie, że się przedstawię. Jestem Holly. Nie jest to moje prawdziwe imię i raczej nigdy nie zdradzę tutaj prawdziwego imienia, a imię Holly od zawsze bardzo mi się podobało. Mam 26 lat i od prawie pięciu lat mieszkam w Irlandii. Po ukończeniu studiów w Polsce (anglistyka) zdecydowałam się na przeprowadzkę i takim sposobem od kilku lat mieszkam tu na zielonej wyspie. Pracuję w kawiarni na pełny etat i uczęszczam na kurs na instruktorkę jogi w niektóre weekendy. To tak w dużym skrócie.


Jeśli chodzi o odchudzanie, to moja historia z nim jest baaaaardzo długa. Pierwszy raz zaczęłam się odchudzać mając 14 lat. Niestety w wieku 16 lat odchudzanie wymknęło mi się spod kontroli i nabawiłam się zaburzeń odżywiania. W tamtym wieku kochałam czytać wszelkie książki o tej tematyce, jak i oglądać filmy i seriale. W Internecie poznałam nawet dziewczynę, która stała się moją przyjaciółką od odchudzania. Funkcjonowałam na dwóch jabłkach i Kubusiach dziennie, chudłam szybko, zarywałam noce, opuściłam się w nauce i wyglądałam jak tragiczne, wygłodniałe emo bez siły. Przejrzałam na oczy, gdy raz pod prysznicem zrobiło mi się słabo i zemdlałam. Próbowałam kilka razy wstać, ale za każdym razem mdlałam. 


Oczywiście później przytyłam i to dużo, później znowu się odchudzałam, a tuż przed wyprowadzką do Irlandii założyłam mojego starego bloga HollyGrace-Diary. Pisałam regularnie, wstawiałam tam fotki moich posiłków i dzięki blogowi poznałam bardzo dużo ciekawych osób. Nie odchudzałam się wtedy tak drastycznie, jak zza nastoletnich czasów - po prostu jadłam dietetyczne i zdrowe posiłki, tak między 800-1200 kcal. 

Po przeprowadzce do Irlandii prowadziłam jeszcze bloga, później przestałam i przytyłam, później znowu do tego wracałam i tak w kółko.

Od września 2019 udało mi się schudnąć z 72 kg to 60 kg, nie licząc kalorii, a jedynie jedząc zdrowo, bazując na warzywach i owocach. Oczywiście jem też inne rzeczy, takie jak płatki owsiane, ryż, makaron, ciemne pieczywo, musli, produkty mleczne itp. Poniżej wrzucę kilka zdjęć przykładowych posiłków:










To by było na tyle. Teraz lecę w poszukiwaniu ciekawych blogów o podobnej tematyce, które zaobserwuję. 

Do następnego,
Holly