wtorek, 31 marca 2020

Hej,

Nie pisałam tu, bo za bardzo nie miałam o czym. Każdy dzień zlewa się z kolejnym. Siedzę w domu, tylko wczoraj poszłam do apteki i odebrać zakupy. 

Zeszły tydzień upłynął mi w większej mierze na leniuchowaniu, ale żeby nie było pracowałam też trochę koło domu. Uprzątnęłam taras, bo było ciepło, umyłam okna i rozmroziłam zamrażarkę. Postanowiłam, że w tym tygodniu wezmę się za rzeczy związane ze szkołą. Wczoraj praktycznie cały dzień nad tym przesiedziałam i dziś rano kilka godzin również. Zostało mi jeszcze sporo, ale rozłożę sobie tą pracę na kilka kolejnych dni.

Nadal nie wiem, co z pracą i kiedy do niej będę mogła wrócić. Mówią, że co najmniej miesiąc, ale słyszałam też, że może się to przeciągnąć aż do czerwca. Ta niepewność strasznie mnie wkurza, ale nie mam do nikogo pretensji, bo przecież w takiej sytuacji nic się nie da zrobić lub przewidzieć.

Z dietą w zeszłym tygodniu było tak sobie, ale za to wczoraj i dzisiaj idzie mi całkiem dobrze. Przestałam już liczyć kalorie i jem tak samo, jak wtedy, kiedy chudłam. Postanowiłam też, że nie będę się codziennie ważyć, bo przez to popadam w paranoje. Dzień ważenia to czwartek co tydzień, a nie codziennie.

Niestety nie robiłam ostatnio zdjęć posiłkom, więc nie mam co wstawić :( 

Trzymajcie się <3

Holly

czwartek, 26 marca 2020

Wkurzający dzień.

Już prawie darowałam sobie pisanie tu dzisiaj, ale w ostatniej chwili zastanowiłam się nad tym. To, że miałam średnio udany dietowo dzień i kiepski humor nie daje mi żadnej ulgi. Nie mogę tu pisać tylko wtedy, kiedy idzie mi dobrze z dietą i w życiu. Każdy potyka się czasem. Każdy ma gorsze momenty, bo jesteśmy tylko ludźmi.

Miałam dziś naprawdę dziwny humor. Poprzedniej nocy nie spałam dobrze. Obudziłam się o 3 nad ranem i nie mogłam spać ok godzinę, ale później jakoś zasnęłam. Wstałam standardowo o 7.15, nie poleżałam długo w łóżku bo jakoś nie mogłam i zeszłam do kuchni zrobić sobie kawę. Pogadałam chwilę z chłopakiem, a potem zostałam sama. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Z nudów zrobiłam makijaż i zakręciłam włosy. Nie malowałam się już chyba ze dwa tygodnie. 

Krzątałam się po domu, sprzątałam, aż w końcu z otoczenia zaczęły dochodzić różne odgłosy, tak głośne, że aż rozbolała mnie głowa. Jedni sąsiedzi coś tam szlifowali, ktoś kosil trawę na osiedlu taka kosiarką, co się na niej jeździ. A drugi sąsiad przegiął totalnie rozbębniając muzykę na cały regulator. Starałam się nie zwracać na to zbytniej uwagi, ale po paru minutach miałam już tak dość tego lozgotu, se poszłam na górę, wyjrzałam przez okno na ogród, gdzie byl ten sąsiad. Machałam i pukałam do niego, próbując zwrócić jego uwagę, ale oczywiście mnie nie słyszał przez swoją głośną muzykę. Po jakimś czasie mnie zauważył, a ja mówię: "mógłby pan ściszyć swoją muzykę, bo na niczym nie mogę się skupić?". Nie dosłyszał mnie, ale chyba się domyślił i ściszył tą muzykę. Dzięki Bogu. Zazwyczaj mi takie rzeczy nie przeszkadzają, ale dzisiaj przeszło to swoje pojęcie. Nie rozumiem, dlaczego ludzie są tacy egoistyczni i nie pomyślą, że ktoś inny może chciałby mieć chwilę ciszy i spokoju w domu. Ugh!!!

Z dietą było dziś tak sobie. Główne posiłki byly ok, ale między posiłkami sięgałam po różne rzeczy (zjadlam trochę czekolady i dwie łyżeczki masła orzechowego). Potem zamiast obiadu zjadłam wafle ryżowe z mleczną czekoladą. Powiem Wam, że po tym hałasie i ogólnym uczuciu beznadziejności (zbliżający okres nie pomaga) już mi było wszystko jedno.

To tyle na dzisiaj. Na koniec dam jeszcze zdjęcia, które dziś zrobiłam, chociaż nie ma ich zbyt wiele. 
Śniadanie: jogurt naturalny 0% tłuszczu, banan, jabłko, choc shot i kawa. 

Przekąska: jabłko, banan, pomarańcza, jogurt
Lunch: chrupkie z serem i sosem skinny barbeque (zjadłam 4 takie kromki, bo byłam głodna), 2 jajka na twardo i warzywa sprzed dwóch dni, których resztki miałam w lodówce.

Oby jutro było lepiej.

Trzymajcie się chudo,
Holly


środa, 25 marca 2020

Miło spędzony i dietowo udany dzień :)

Dzisiaj był naprawdę bardzo fajny i produktywny dzień. Wstałam rano, po 7, jak zwykle. Przywitała mnie piękna pogoda i promyki słońca zaglądające przez okno do mojej sypialni. Tak bardzo tęskniłam za słońcem. Zima była strasznie długa, ciągle padało i było ponuro.

Postanowiłam skorzystać z okazji, że jest taka ładna pogoda, zjadłam śniadanie i wyszłam na spacer. Chodziłam ok. godziny. Moje miasteczko wyglądało na dość opustoszałe. Spotkałam po drodze dwie znane mi osoby. Po drodze zaszłam do sklepu ze zdrową żywnością i kupiłam 2 opakowania tofu, mleko owsiane, chleb ryżowy oraz dwa opakowania kadzidełek, które od razu zapaliłam po przyjściu do domu.

Po powrocie do domu wypiłam kawę i zjadłam dietetycznego batona, a potem zasiadłam do czytania książki. Przeczytałam jakieś 100 stron, po czym poszłam zrobić sobie lunch, a po lunchu stwierdziłam, że trochę siebie ogarnę, więc wyregulowałam brwi, nałożyłam na twarz maseczkę i zrobiłam sobie hybrydy. Moje dłonie były w opłakanym stanie (mega suche, że aż się skóra na nich łuszczyła), więc zrobiłam sobie domowy peeling na dłonie z miodu, oleju kokosowego i cukru. W międzyczasie przygotowałam obiad i ugotowałam też jajka na twardo - ostatni gotuję na zaś, bo stanowią świetną i sytą przekąskę w ciągu dnia.

Mój chłopak wrócił z pracy, zjedliśmy razem obiad, a teraz on gra w gry, a ja zakopałam się w łóżku z laptopem i włączyłam sobie koc elektryczny, bo strasznie zmarzłam. 

Dzisiaj rano waga pokazała 58.7 kg, czyli waga się unormowała. Nie wiem, jakim cudem spadło aż 400g w jeden dzień, no ale się cieszę z takiego rezultatu. Wczoraj zmieściłam się w limicie 1300 kcal i dzisiaj też, więc te dwa dni uznaję za udane.

Teraz wrzucę kilka zdjęć z dzisiejszego dnia:

 jak dobrze obudzić się i zobaczyć mniejszą liczbę na wadze

śniadanie: jogurt naturalny 0% tłuszczu, 2 mini jabłka, winogrona, wegański miód 0 kcal, cynamon i herbata

detale ze śniadania

robię kawę po spacerze

kawa i dietetyczny baton po spacerze

lunch: jajko na twardo, plasterek żółtego sera, pomidor, ogórek, korniszon, chrupkie pieczywo z domowym hummusem (do blendera dać odcedzoną ciecierzycę z puszki, przecisnąć przez praskę czosnek, doprawić ulubionymi przyprawami, dolać troszkę wody i zblendować na masę)

ugotowane 6 jajek dla mnie i dla chłopaka na jutro

hybrydy, które sobie dziś zrobiłam :)

To by było na tyle. Zapomniałam zrobić zdjęcie obiadu - była to makaronowa zapiekanka z warzywami i serem. Cieszę się, że mam czas tutaj teraz pisać. Jutro też się odezwę - przynajmniej mam taki zamiar.

Trzymajcie się <3
Holly

wtorek, 24 marca 2020

Update.


Jestem po prawie miesięcznej nieobecności. Nie miałam w ogóle ochoty pisać na tym blogu, gdyż z moją dietą nie było najlepiej. Ciągle zawalałam i jadłam czekoladę na opór. To znaczy moje podstawowe posiłki były ok, ale przekąski między posiłkami mnie zgubiły, bo ciągle sięgałam po czekoladę. Myślami nie chciałam po nią sięgać, robiłam wszystko, co mogłam, by jej nie jeść. Ale ta ogromna ochota na czekoladę mnie zgubiła - świat się zawali, gdy nie zjem trochę czekolady. Możecie się domyślić, że czułam się z tym okropnie i beznadziejnie. 

Na szczęście waga jest w tych samych okolicach - dziś rano było 59.1 kg. Wczoraj oddzieliłam grubą kreską i dzisiaj zaczęłam na nowo. Przemyślałam sobie pewne sprawy i zadecydowałam, że dłużej tak być nie może. Z tą czekoladą zaczęło się głównie w pracy, gdzie byłam nią otoczona. Wszędzie ciastka, gorąca czekolada na wyciągnięcie ręki... Poza tym w zeszłym tygodniu był mały ruch, bo wszystko się u nas powoli zamykało z powodu wirusa. Moje dni w pracy wyglądały tak: szłam rano otworzyć kawiarnię, siedziałam tam sama, bo wprowadziliśmy zakaz przebywania w kawiarni dla klientów i mogli oni tylko zamawiać kawy na wynos. Może raz na pół godziny ktoś przyszedł, a ja siedziałam w kącie i czytałam książki. Było tak niecały tydzień, aż w piątek w końcu dostaliśmy informację z biura głównego, że mamy zamknąć. 

Przy zamknięciu musieliśmy opróżnić wszystkie półki, lodówki, a co za tym idzie dostaliśmy podział ciastek i innych wypieków do zabrania do domu. Było tego mnóstwo. Przyniosłam trochę do domu, po czym rozdzieliłam to i dałam niektórym znajomym, ale i tak sporo zostało, a ja nie mogłam się oprzeć i podjadałam sobie. Strasznie ciężko było mi się opanować, bo z nudów chciało mi się jeść. Na dodatek jestem przed okresem i strasznie chciało mi się czekolady :(

Nadal jest w lodówce kilka ciastek, ale dzisiaj niczego nie tknęłam. Wydaje mi się, że odzyskałam siłę i motywację. Zaczęłam dzisiaj też liczyć kalorię. Nie wiem, czy zawsze będę je liczyć (pewnie nie), ale na początku chciałabym, żeby mieć większą kontrolę nad tym, co jem. Dzisiaj zjadłam 1271 kcal, a mój limit na dzień (tak, by schudnąć pół kilo na tydzień) to 1300 kcal, więc zmieściłam się w limicie. 

Od soboty siedzę w domu. Przypadków zachorowań na wirusa jest w Irlandii coraz więcej - wczoraj wieczorem było już ponad 1000. Nie wiem, jakie są statystyki na teraz, bo jeszcze nie podali. 

Czasami wyjdę na spacer. Codziennie robię sobie sesję jogi i medytuję, żeby zachować czystość umysłu. Dzisiaj sprzątałam też trochę i czytałam książkę. Ostatnio nałogowo czytam Murakamiego i od zeszłego tygodnia przeczytałam już 4 jego książki (Sputnik Sweetheart, Na południe od granicy, na zachód od słońca, Zniknięcie słonia i Kronika ptaka nakręcacza). Uwielbiam <3

Pewnie będę tu częściej pisać, bo nie mam zbyt wiele do roboty.

przekąska: waniliowa latte, banan, pomarańcza, cynamon i choc shot

lunch: 2 jajka na twardo, ogórek, pomidor, 2 chrupkie z domowym hummusem + herbata